Talent z Krakowa czeka na debiut

Wiosną tego roku Marcin Komenda został powołany przez nowego trenera reprezentacji Polski Ferdinando De Giorgiego do kadry na Ligę Światową. Przez dwa ostatnie sezony występował w Effectorze Kielce, ostatnio przeniósł się do innego klubu PlusLigi, GKS-u Katowice. Nie wszyscy sympatycy siatkówki zapewne wiedzą, że utalentowany, 21-letni rozgrywający karierę sportową rozpoczął w rodzinnym Krakowie, Mieście-Gospodarzu Mistrzostw Europy w Piłce Siatkowej Mężczyzn EUROVOLLEY Poland 2017.

- Nazwisko Komenda jest doskonale znane w krakowskim środowisku sportowym i kojarzone z Hutnikiem. Nieprzypadkowo?

- W Hutniku mój tata Ryszard grał w piłkę ręczną. Mama Edyta, z domu Sendor, była natomiast siatkarką Wandy.

- Znam też Zdzisławę Sendor, siatkarkę Wisły.

- To siostra mamy, a mąż cioci, Grzegorz Bogusz dwukrotnie – w 1988 i 1989 roku – zdobył z Hutnikiem mistrzostwo Polski.

- Z takimi konotacjami nie miał Pan wyjścia, pozostał jedynie dylemat, jaką dyscyplinę sportu wybrać.

- Zaczynałem tradycyjnie – od piłki nożnej w Hutniku Kraków. Nie ukrywam, że ciągnęło mnie do futbolu i pozostał moim ulubionym sportem, którym nadal się interesuję, podobnie jak piłką ręczną i oczywiście siatkówką. Moim pierwszym trenerem piłkarskim był Robert Stanula. Po trzech latach, trochę z powodu wysokiego wzrostu, ale też i problemów ze stopami – od „korków”, musiałem zrezygnować. Wtedy pojawiła się jeszcze piłka ręczna w klubie Krakowiak na osiedlu Złotego Wieku. Nadszedł jednak czas decyzji, gdzie pójdę do czwartej klasy „podstawówki”. Mama przekonała mnie, że powinna to być Szkoła Podstawowa nr 87 na osiedlu Teatralnym z siatkówką a nie SP nr 91 na os. Handlowym z piłką ręczną.

- W „87” była zabawa w siatkówkę, czy już systematyczne treningi?

- Zdecydowanie to drugie, a trenerzy Ryszard Pozłutko, Mirosław Janawa i Krystian Bławat naprowadzili mnie na właściwą drogę. Pokazali w jakim kierunku muszę zmierzać. Rodzice też mocno mnie wspierali. Potem kontynuowałem naukę w Gimnazjum nr 46 pod tym samym adresem na os. Teatralnym i nadal trenowałem – najdłużej z Ryszardem Pozłutko. Wówczas, w kategorii młodzików, osiągaliśmy dobre wyniki w Gimnazjadzie.

- Dlaczego po skończeniu gimnazjum przeniósł się Pan z Krakowa do Rzeszowa?

- To pozwalało mi łączyć naukę w liceum z uprawianiem siatkówki na wysokim poziomie. Rzeszowskie środowisko siatkarskie jest bardzo mocne, liczy się w Polsce. Myślę, że zrobiłem dobry krok. Po roku spędzonym w Rzeszowie, poszedłem na dwa lata do SMS w Spale i była to wielka szkoła życia. W spalskich lasach nie jest łatwo. Poznałem tam wielu kolegów, którzy obecnie grają w PlusLidze. W Spale był też z Krakowa Tomek Fornal z rocznika 1997, a z rocznika 1995 – jego starszy brat Janek.

-  Pana seniorska kariera zaczęła się w 2015 roku w Kielcach.

- Na pewno był to rozsądny wybór. Klub PlusLigi, niedaleko rodzinnego domu. Effector dawał mi szansę na grę, nie miał bowiem medalowych aspiracji, skupiał się raczej na zapewnieniu sobie bezpiecznego, ligowego bytu. W Kielcach występowałem przez dwa sezony: 2015/16 i 2016/17.

- Co dalej?

- GKS Katowice, prowadzony przez trenera Piotra Gruszkę.

- Tak się dobrze składa, że Piotr Gruszka jest nie tylko Pana trenerem klubowym, ale również najbliższym współpracownikiem selekcjonera reprezentacji Ferdinando De Giorgiego.

- Dlatego z tą zmianą klubu wiążę duże nadzieje. GKS pomoże mi nie tylko rozwijać umiejętności, ale też powalczyć o wyższe cele, bo na pewno w Katowicach mają ambicje znaleźć się w pierwszej „ósemce” PlusLigi.

- Wybrał Pan trudną pozycję rozgrywającego. Świetne warunki fizyczne – 198 cm wzrostu to na pewno atut przy obecnych trendach w siatkówce, ale na pewno walorów musi być znacznie więcej. Nad czym powinien Pan jeszcze popracować?

- To trener Ryszard Pozłutko namówił mnie, żebym sprawdził się jako rozgrywający. Dostrzegł u mnie potencjał właśnie na tej pozycji, która wymaga wszechstronnych umiejętności – techniki, skoczności, szybkości. Jestem młodym zawodnikiem, muszę więc poprawiać każdy z tych elementów, ale też wiem do czego dążę.

- Nominacja Ferdinando De Giorgiego do kadry na Ligę Światową mocno Pana zaskoczyła?

- To dla mnie ogromne wyróżnienie i spełnienie marzeń. Znalezienie się w tak doborowym gronie zawodników jest czymś wyjątkowym. Postaram się ze zgrupowań wyciągnąć maksimum. Zrobię wszystko, żeby zagościć w kadrze jak najdłużej.

- W czym dostrzega Pan swoją szansę w rywalizacji z bardziej doświadczonymi i utytułowanymi, starszymi kolegami Fabianem Drzyzgą i Grzegorzem Łomaczem?

- Na razie, staram się nauczyć od nich jak najwięcej i cierpliwie czekam na debiut w pierwszej reprezentacji.

- Czy wyczynowe uprawianie siatkówki pozwala Panu na studiowanie, czy inne zainteresowania?

- Sport na takim poziomie ciężko pogodzić z nauką, ale podjąłem takie wyzwanie, bo muszę brać też pod uwagę również  losowe przypadki. W życiu, szczególnie sportowca, różnie bywa. Może na przykład przytrafić się kontuzja. Dlatego studiuję w Opolu logistykę w biznesie.

Rozmawiał: Jerzy Sasorski