„Satysfakcja z wygranej ze swoimi słabościami zawsze jest wspaniałą nagrodą” – rozmowa z Mateuszem Janickim przed październikowymi biegami

O 14. Biegu Trzech Kopców, 7. Cracovia Półmaratonie Królewskim, promocji Krakowa poprzez imprezy sportowe i biegowych marzeniach rozmawialiśmy z aktorem Mateuszem Janickim.

Przed nami pierwsze spotkanie z biegaczami od ponad 700 dni… Ty również staniesz na starcie 14. Biegu Trzech Kopców oraz 7. Cracovia Półmaratonu Królewskiego. Jak podchodzisz do tego wyzwania i który bieg będzie dla Ciebie bardziej wymagający? 

Mateusz Janicki: Szczerze mówiąc nie wiem, który z biegów będzie dla mnie bardziej wymagający. Na pewno oba dystanse będą dla mnie wyzwaniem, nigdy wcześniej nie biegałem w zawodach na takich odległościach. Mam za sobą biegi na 4, 5 i 10 km, nadchodzące wydarzenia to jednak zupełnie inna bajka. Bieg Trzech Kopców to właściwie bieg „górski”, a półmaraton to już 21 km. Treningowo nie raz biegałem długie i wymagające trasy ale nigdy, na żadnych zawodach i nigdy w tak licznym gronie. Traktuje te imprezy na razie jako wyzwania do „przebiegnięcia” i wierzę, że jeżeli żadna kontuzja mi nie przeszkodzi dam radę pokonać oba dystanse.

Jak przygotowujesz się do 14. Biegu Trzech Kopców oraz 7. Cracovia Półmaratonu Królewskiego? Biegasz sam czy uczęszczasz na jakieś treningi zorganizowane?

Mateusz Janicki: Biegam sam ale korzystam z rad doświadczonych biegaczy, z którymi się przyjaźnię. Jestem również wieloletnim członkiem Klubu Narciarskiego „Yeti”, z którym staram się trenować w miarę możliwości cały rok. Klub co roku organizuje obóz kondycyjno-sportowy i w tym roku, po raz pierwszy od lat, udał mi się, mimo intensywnych treningów nie złapać żadnej kontuzji. Na tym opieram swoją wiarę, że dam radę nadchodzącym wyzwaniom biegowym.

Czas pandemii był dla wszystkich miłośników biegania trudnym okresem. Pomimo tego staraliśmy się być razem, organizując m.in. wirtualne wyzwania, jak ważne było takie podtrzymywanie więzi z biegaczami?

Mateusz Janicki: Sam korzystam z aplikacji biegowych i uważam, że takie wirtualne mobilizowanie się bardzo pomaga w treningach. Przeniesienie niektórych biegów do „sieci” spowodowało, że nie tylko podtrzymano tradycję wspólnego biegania, ale również większa liczba biegaczy mogła wziąć udział w sportowych wyzwaniach. Sam biorę udział w biegach charytatywnych i widzę jak to wspaniale działa. Poland Buisness Run, którego jestem ambasadorem, przebił zeszłoroczny rekord jeżeli chodzi o liczbę biegaczy, a tym samym zebraną kwotę. Sam, dzięki internetowi, wziąłem po raz drugi udział w innym charytatywnym biegu  Biegu Po Oddech. Oczywiście nic nie zastąpi wspólnego startu na żywo”, dlatego też cieszę się na nadchodzące wyzwania.

Obserwując Twoje media społecznościowe można śmiało stwierdzić, że uwielbiasz aktywność fizyczną. Która miłość jest zatem większa: do sportu czy aktorstwa?

Mateusz Janicki: To inne „miłości”. Dzięki temu, że lubię mój zawód czerpię z niego dużo satysfakcji i przyjemności. Mając ciekawe wyzwania cały czas się rozwijam, jednak nie zawsze jest tak przyjemnie. Czasami zderzając się z rzeczywistością trzeba szukać kompromisowych rozwiązań. Jeżeli chodzi o sport, jedynym, z którym muszę się mierzyć i walczyć, jestem ja sam. Biegając, mierzę się z własnymi ograniczeniami, tak samo jeżdżąc na nartach, czy chodząc na „turach”. Satysfakcja z wygranej ze swoimi słabościami zawsze jest wspaniałą nagrodą.

Czym jest dla Ciebie bieganie? W jakim stopniu pomaga Ci taka aktywność fizyczna w pracy?

Mateusz Janicki: Bieganie „czyści” głowę. Najczęściej trenuje bez żadnych słuchawek, bez muzyki, radia czy audiobooka. Czas biegania jest momentem, w którym jestem sam ze sobą i mogę przemyśleć problemy, z którymi spotkam się w życiu prywatnym i w pracy.

Czy myślisz, że kultura wyższa i kultura fizyczna są dobrym uzupełnieniem?

Mateusz Janicki: Nie wiem. Na pewno warto się ruszać i na pewno warto uczestniczyć w życiu kulturalnym. Przez sport nasze ciało będzie lepiej pracować, a dzięki temu jakość naszego życia będzie lepsza. Uczestnictwo w kulturze wyższej daje nam szerszą perspektywę patrzenia na rzeczywistość i daje przestrzeń krytycznego spojrzenia na świat.  Można pójść na koncert, do teatru, galerii czy kina, a później w trakcie treningu to wszystko przemyśleć, więc chyba tak – uzupełniają się.

Bardzo często widzimy Cię w biegach charytatywnych, w których środki przekazywane są na rzecz konkretnych osób czy instytucji, np. w Poland Business Run. Jak podchodzisz do takich wyzwań?

Mateusz Janicki: Jeżeli możemy połączyć nasze pasje z pomaganiem innym, to dlaczego nie. Czerpanie z dobrodziejstwa świata nie powinno nam przysłonić tego, że jesteśmy szczęściarzami, a szczęściem należy się dzielić. Jeżeli możemy się dzielić poprzez radość i pasję to tym lepiej.

Czy krakowskie biegi są dobrą promocją dla Krakowa?

Mateusz Janicki: Oczywiście. Żyjemy w czasach, w których każde „porządne” miasto powinno mieć swoje masowe imprezy sportowe, typu maraton czy półmaraton. Nie tylko wielkie imprezy dla zawodowców, choć wspaniale kibicuje się siatkarzom czy piłkarzom ręcznym, ale ważny jest również aktywny udział w imprezach sportowych. Zresztą sam znam parę osób, które uprawiają turystykę biegową i zaliczają biegi na całym świecie.  Wspaniałym marketingowym ruchem jest organizacja Biegu Trzech Kopców, który z jednej strony jest ciekawym biegiem, a z drugiej jest to impreza wyjątkowa bo biegamy przy historycznych krakowskich kopcach.

Jesteś aktorem, osobą publiczną, ambasadorem biegania. Wielu początkujących rozpoczyna swoją przygodę z aktywnością fizyczną wzorując się na swoich idolach. Jakie wskazówki dałbyś komuś, kto dopiero stawia swoje pierwsze kroki i rozpoczyna przygodę ze sportem?

Mateusz Janicki: Cieszyć się, nie zrażać się słabszą formą czy kontuzjami i znaleźć towarzystwo, które będzie mobilizować.

Twój ulubiony sport i drużyna?

Mateusz Janicki: Narciarstwo, a w związku z tym kibicuje Marynie Gąsienicy-Daniel, która od paru lat dobija się z dobrym efektem do światowej czołówki. Trzymam kciuki za jej młodsze koleżanki Magdę Łuczak i naszą krakowską narciarkę Maję Chylę. Mai, która ma już na koncie dwa mistrzostwa polski, kibicuje szczególnie bo jest wychowanką wspominanego już klubu Yeti, a trenuje pod okiem mojego przyjaciela Kaspra Leonowicza. Nie mogę też nie wspomnieć o Andrzeju Bargielu, który zjeżdża na nartach z ośmiotysięczników, w tym z uchodzącego za najtrudniejszy do zdobycia K2. Każde jego dokonanie obserwuje z wielką przyjemnością. W momencie, w którym rozmaimy, trzymam kciuki za Annę Tybor, która mam nadzieję pójdzie w ślady Andrzeja i na dniach zjedzie z Manaslu stając się pierwszą kobietą, która tego dokona.

Twoje ulubione miejsce w Krakowie?

Mateusz Janicki: Bezapelacyjnie Teatr im. Juliusza Słowackiego. Jako miejsce pracy, ale również  miejsce dyskusji i krytycznego spojrzenia na rzeczywistość. Jeżeli chodzi o bieganie to wały Rudawy, Lasek Wolski i Błonia. Wieczorami to Piękny Pies, Dym, Bill Hickman, Piwnica Pod Baranami czy Dzikie Wino Wine Bar. Od niedawana pojawiło się kolejne piękne i kulturalnie rozwibrowane miejsce czyli nowa siedziba Teatru KTO i tu się pochwalę, bo zaprojektowana przez mojego tatę. Oczywiście również każde miejsce gdzie gra współtworzona przeze mnie grupa Impro Krk.

Twoje ulubione miejsce do biegania w Krakowie?

Mateusz Janicki: Tak jak wspomniałem, Błonia, wały Rudawy i Lasek Wolski. Te dwa ostatnie miejsca mają jeszcze urok dzikiej zieleni, co nadaje im szczególny charakter. Wspaniałym miejscem są również podkrakowskie dolinki i zalew w Kryspinowie. Ten ostatni zagrożony niestety jakimiś dziwnymi inwestycjami drogowymi. Mam nadzieję, że miasto coraz mniej będzie inwestować w ułatwienia dla ruchu samochodowego, a skupi się na mieszkańcach, zieleni i transporcie zbiorowym. Co zresztą się powoli w naszym mieście dzieje (czego przykładem, będzie projekt urządzenia okolic ul. Wesołej).  Mam tylko nadzieję, że inwestycje, takie jak „autostradowa” Trasa Balicka,  które swoje korzenie mają w planach zrodzonych jeszcze w PRL, kiedy myślenie o tkance miejskiej było zupełnie inne niż jest dziś, trafią do lamusa.

Bieg, który zapamiętałeś to…

Mateusz Janicki: Jeden z pierwszych moich biegów miejskich – Interrun. Kompletnie nie trafiłem ze śniadaniem, co spowodowało dodatkowy doping na ostatnich kilkuset metrach i finał w na szczęście otwartej już toalecie, prowadzonej przez moich przyjaciół kawiarni w Piwnicy Pod Baranami.

Twoje biegowe marzenie…

Mateusz Janicki: No jak już dam radę i przebiegnę Bieg Trzech Kopców i Półmaraton Krakowski to może kiedyś uda się przebiec Cracovia Maraton.

Pytanie bonusowe – trzy pierwsze skojarzenia z krakowskim sportem.

Mateusz Janicki: Wyzwanie, piękne okoliczności, nie tylko przyrody  i wspaniała atmosfera.

Fot. Roman Łuszczki