Pokazał wielkie serce, a potem złamał „trójkę” w 19. Cracovia Maraton

Przebiegł 19. Cracovia Maraton w niespełna trzy godziny, a za pakiet startowy zapłacił przeszło tysiąc złotych więcej niż reszta biegaczy. „Zasiedziały” niegdyś informatyk o wielkim sercu, postanowił kiedyś ruszyć się zza biurka. Poznajcie historię Łukasza Mordawskiego z podkrakowskiego Zabierzowa, który nie tylko pomaga przez bieganie, ale także cieszy się tym, co mu dają treningi.

Odpocząłeś już po biegu? Jak już na chłodno oceniasz swój bieg, udało się zrealizować cele?

- Tak, odpocząłem, nawet trenuję już pomału przed kolejnymi biegami, wróciłem po regeneracji do szybszego biegania. A cele udało się częściowo zrealizować. Podstawowym było złamanie trzech godzin, co teraz się w końcu udało, bo na swoim pierwszym maratonie w Chorzowie nieco mi zabrakło, chociaż jak na debiut pobiegłem fajnie. Na Cracovia Maraton mogło być nieco lepiej, ale niepotrzebnie zacząłem kombinować z jedzeniem, pominąłem dwa żele, co potem się mocno odbiło na formie. Koło 30 kilometra wyglądało, że przebiegnę z czasem 2:56, a może i nawet lepiej. Niestety trafiłem na ścianę na 35. kilometrze.

Złamanie „trójki” w drugim maratonie w życiu jest przecież znakomitym wynikiem.

- Zgadzam się. To był mój drugi maraton i kolejny raz zastanawiałem się jak mam pobiec 42 kilometry takim tempem. Wydawało się to nierealne i pewnie przy kolejnych maratonach będzie tak samo.


Fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Długo już biegasz? Skąd Ci się wziął na to pomysł?

- Regularnie trenuję od trzech lat, zaś początki biegania miały miejsce jakieś 5-6 lat temu. Motywacją był... brzuch. Zasiedziałem się za biurkiem w pracy, a jak wiemy „siedzenie to nowe palenie”. Nie było z tym jakiejś tragedii ale przybyło mi 20 kilogramów, z 60 zrobiło się 80 i postanowiłem coś z tym zrobić. Wymyśliłem bieganie, ale początki były bardzo nieregularne. Trenowałem na przykład dwa-trzy razy w tygodniu, potem robiłem duże przerwy, jedna z nich trwała nawet ponad rok. Przełomem był 2019, zapisałem się tutaj w Krakowie na Mini Cracovia Maraton im. Piotra Gładkiego. W sumie to nie wiem, co mnie do tego skłoniło, po prostu się zgłosiłem. No i mnie to "wciągnęło" już na dobre. Zainteresowałem się mocniej bieganiem, zacząłem już regularne treningi.

Biegasz bo...?

- Bo lubię, bieganie sprawia mi radość. Poprawianie swoich wyników jest bardzo fajne, a do tego rywalizacja, która jest czymś, co mnie kręci. Wiadomo, że nigdy tutaj nie będę walczył o czołowe miejsca, no chyba, że na jakiś mniejszych biegach. Jesienią udało mi się w Proszowicach na 10 km zająć trzecie miejsce, fajnie było stanąć na podium.

Nie byłoby jednak tej radości z pasji, gdyby nie moja żona i córka, które mnie bardzo mocno wspierają i akceptują moją pochłaniającą dużo czasu pasję. Dodatkowo napędzają biegowi znajomi i ekipa z Zabierzów Biega, z którą razem biegam i dzielę się biegowymi troskami.

Czyli mówisz, że w trzy lata od pierwszego w życiu biegu łamiesz w maratonie trzy godziny? Jak wyglądały zatem Twoje czasówki trzy lata temu? Jakie miałeś przygotowania w ostatnim czasie?

- Pamiętam, że w wakacje trzy lata temu walczyłem aby złamać 50 minut na 10 kilometrów. Potem pierwszy półmaraton zrobiłem już w 1:42. Następnie była długa przerwa, bo był Covid. Kolejnym biegiem była "połówka" w moim Zabierzowie z czasem 1:29, a w tamtym roku w jesiennym Półmaratonie Marzanny już 1:24, a teraz na wiosenną edycję rewelacja, połówkę zrobiłem w 1:22:35. Może nie widać tego progresu z dnia na dzień, gdy trenuję, ale patrząc na nie długofalowo, to jest.

Od dłuższego czasu trenuję z planami treningowymi, do tego dołączyłem obowiązkowy trening siłowy i zacząłem się zdrowo odżywiać. Zrozumiałem, że bez połączenia tych rzeczy ciężko jest o jakiś większy progres.


Fot. Szymon Gruchalski

Wróćmy do czasu przygotowań, w styczniu zapadła klamka o starcie w Cracovia Maraton. Wygrałeś bowiem licytację pakietu startowego z numerem 30 na aukcji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy z okazji jubileuszowego, 30. Finału. Walka już wtedy była ostra.

- Plan na start w maratonie tego dnia miałem już jesienią, ale rozważałem jeszcze start w Łodzi. Zobaczyłem jednak tę aukcję charytatywną i postanowiłem zrobić przy okazji coś dobrego. Licytowałem po trochu i udało się wygrać ten niski numer startowy.

„Zwykły” pakiet startowy kosztował wielokrotnie mniej. Co sprawiło, że sięgnąłeś po pakiet startowy, numer 30 i postanowiłeś wydać przeszło 1000 złotych więcej niż wynosiła jego nominalna cena?

- Z jednej strony zapewniłem sobie spokój i nie musiałem czekać na zapisy (śmiech). Przede wszystkim jednak chciałem pomóc, na „Orkiestrę” dajemy z żoną co roku,  staramy się wspierać WOŚP, bo robią bardzo dobre rzeczy. Będąc w szpitalach dziecięcych widziałem, że serduszko WOŚP jest na niemal każdym sprzęcie.

Warto jest raz w roku przeznaczyć, nawet jakąś większą kwotę na WOŚP. Wiadomo, że nasz pojedynczy tysiąc czy dwa tysiące niewiele zmienia, bo sprzęty do szpitali są bardzo drogie, ale w połączeniu z innymi środkami, robi się potężna siła, która może coś zmienić i uratować ludzkie życie. Wśród biegaczy jest bardzo duża chęć pomagania. Czy to na tradycyjnych biegach, czy w wirtualnych, gdzie wpisowym jest cegiełka na szczytny cel. Moim zdaniem na biegach powinny być częściej organizowane jakieś zbiórki, aby była możliwość zapłacenia nawet więcej za numer startowy wspierając jednocześnie jakiś konkretny cel.

Masz jakieś swoje szczególne wspomnienia z WOŚP?

- Mój udział zawsze ograniczał się do udziału w styczniową niedzielę. Zawsze starałem się wrzucić do puszki wolontariuszom. Jeśli miałem tylko środki aby wrzucić, to zawsze się dorzucałem.

Jakie kolejne plany maratońskie? Masz jakieś marzenie biegowe?

- Na najbliższy maraton mam nadzieję trafić w grudniu do Walencji, a największe marzenie to oczywiście Boston. Nie wiem czy uda mi się to zrealizować, jeszcze żonie nie mówiłem (śmiech). To droga wycieczka, ale może się uda ją kiedyś zrealizować. Zwłaszcza, że moja córka ma marzenie aby zwiedzić Stany Zjednoczone, więc może uda się to połączyć. Może akurat na 40. urodziny.

Wróćmy do ostatniego maratonu. „Wydeptałeś” 42 kilometry krakowskich ulic podczas Cracovia Maraton. Znałeś dobrze trasę biegu? Trenujesz w ogóle na ulicach Krakowa?

- Nie ukrywam, że większość moich kilometrów biegowych zaliczam w gminie Zabierzów, gdzie mieszkam. Mam też gdzieś z tyłu głowy pytanie czy warto spalać benzynę aby gdzieś jechać pobiegać. Ale lubię w Krakowie czasami też pobiegać, więc czasami się zdarza. Najczęściej na Błoniach, na bieżni WKS Wawel lub na bulwarach. Przed maratonem z kolegą zrobiłem rekonesans i pobiegliśmy do Nowej Huty. Trafiliśmy na Plac Centralny, ale dotarcie tam wydawało nam się jakieś nierealne.

Jak podobała Ci się ta edycja Cracovia Maraton? Celujesz w kolejne edycje?

- Bardzo fajnie było. Pogoda do biegania była idealna, lekki chłodek padać przestało tuż przed startem, potem już było OK. Fantastyczni ludzie na trasie, pogadało się w pierwszej części biegu z innymi zawodnikami. Organizacyjnie wszystko w porządku, tak jak powinno być. Czy w kolejnej edycji pobiegnę, to jeszcze nie wiem, zdecyduję dopiero po Walencji czy ponownie przebiegnę Cracovia Maraton, bo jednak Bieg Nocny bardzo kusi…


Fot. Piotr Błoński/ZIS