Nie porównuj się do innych – każdy ma swoją indywidualną historię. Jak trenować na miarę swoich możliwości?

W dzisiejszym świecie „wyścig szczurów”, rywalizacja jest stałym elementem naszego życia, również biegowego. Poprzez social media mamy dostęp do wielu informacji na temat aktywności sportowej innych osób. Wiele aplikacji pozwala nam obserwować naszych idoli, znajomych czy zawodowych sportowców. Widzimy jak trenują, jakie parametry na treningu osiągają, w jakiej są formie. Widzimy wyniki na zawodach, możemy znać każdy szczegół dotyczący wytrenowania ich organizmu. Potem patrzymy na siebie. To bywa zgubne, szczególnie gdy jesteśmy zalewani sukcesami innych. Szukamy swojego miejsca, mając inną osobę jako punkt odniesienia. Mierzymy siebie miarą innych. To często prowadzi do frustracji, bo inni robią to „lepiej”. Wydawałoby się, że wtedy najlepiej powiedzieć sobie: nie porównuj się do innych!

To nie takie proste.
Pisząc ten tekst biorę samego siebie jako przykład, bo sam miałem i mam nadal z tym problem. Wraz z wiekiem, doświadczeniem życiowym i biegowym lepiej sobie z tym radzę. Postaram się tym podzielić.

Nie da się być w życiowej formie kilka sezonów.
To ja, 100% ja. Wspaniały pod względem startów i wyników okres 2017-2018 narobił smaka i ochoty na kolejne lata. Byłem przekonany, że kolejne lata treningów przełożą się na jeszcze lepsze wyniki sportowe. W 2019 roku przyszło rozczarowanie wynikami, trochę pecha, zbyt duża pewność siebie na zawodach, zlekceważenie przygotowania no i pojawiły się pierwsze od dłuższego czasu DNF. Forma spadła, co potęgowało rozczarowanie, głowa nie pracowała tak jak kiedyś, bo miała w pamięci porażki. A inni, z którymi trenowałem lub rywalizowałem na równi, robili postępy. Próbowałem trenować tak jak oni, bo skoro takie treningi na nich działają, to u mnie również pojawi się progres. Ale nie ma drogi na skróty. Niestety, mój organizm nie był w stanie wytrzymać takiego wysiłku. Zarówno mentalnie, jak i fizycznie. To było błędne koło, które napędzało się z każdym dniem. Dopiero odpowiedni reset, odpoczynek i przede wszystkim czas pozwoliły na wyczyszczenie umysłu na jakiś czas i start „od nowa”.
To smutne, ale każdy ma swój „prime time”, który kiedyś minie. Bardzo ciężko to początkowo zrozumieć i zaakceptować, ale tak jest i z czasem trzeba się z tym pogodzić.

undefined

Nie jesteśmy zawodowymi sportowcami.
Każdy z nas ma swojego idola biegowego. Wzór, który podpatruje i próbuje naśladować. Bardzo często życie tych osób jest jednak inaczej poukładane – głównie pod kątem biegania. A każdy z nas ma swoje indywidualne życie „po bieganiu”. Treningi są dodatkiem do naszego dnia, a nie celem. Większość z nas nie zarabia na życie trenując. Mamy rodziny, studia, pracę na etacie, dodatkowe zainteresowania. Spędzamy większość dnia na innych czynnościach, gdzie często ciężko wcisnąć trening miedzy obowiązki. Natomiast pamiętajmy, że dzień zawodowego sportowca jest ustawiony pod trening. Dookoła treningu kręci się cała doba. To ogromna różnica, której nie da się przeskoczyć.

Dzień konia i niemoc.
Codzienny element naszych treningów i startów. Bywają treningi, na których moglibyśmy zrobić życiówki. Bywają też takie, o których chcemy zapomnieć. Bywają takie, których nie ma, bo po prostu nie jesteśmy w stanie ich zrobić. Dzień, w którym poszło mi dobrze jest również dniem, w którym ktoś miał problem zdrowotny i poszło mu słabiej. Ja biegałem w palącym słońcu, kolega biegał w deszczu. On ma swój „prime time”, a ja mierzę się z kryzysem. Ale za jakiś czas będzie odwrotnie – pamiętajmy o tym.

Trening ma sprawiać radość.
Nauczmy się cieszyć każdym treningiem. Robimy to DLA SIEBIE. Dla lepszego samopoczucia, dla lepszego zdrowia. Mamy takie dni, że samo wyjście z domu uznajemy jako sukces. Doceńmy to, bo wiele osób w tym czasie w ogóle nie może trenować. Wspólny trening? Czemu nie. Jestem szybszy od kompana? Warto dopasować tempo do niego. Pomóżmy innym czerpać radość z ich treningów. Nie narzucajmy swojego tempa, rywalizuje się na zawodach a nie na wspólnym bieganiu. Być może kiedyś los się odwróci i to my będziemy oczekiwali wolniejszego tempa na treningu od naszego „biegowego wspólnika”. Spędźmy ten czas aktywnie, ale i radośnie, bez niepotrzebnej frustracji – swojej i innych.

Nie ująłem tu wszystkiego. To temat na książkę, może nawet kilka. Pod kątem fizjologicznym, psychologicznym, treningowym. I tak naprawdę wiele rad z tych książek na każdego z nas zadziałało by inaczej. Nie wyczerpuje tematu celowo, bo mam nadzieję, że w jakimś stopniu zachęcę myślenia.

Różnimy się wiekiem, płcią, poziomem sprawności fizycznej, wytrenowaniem, stażem treningowym, doświadczeniem. Warto patrzeć na treningi poprzez pryzmat samego siebie, bo to my sami często jesteśmy naszym pierwszym rywalem. W tym wszystkim nie zapominajmy, że to my obieramy swoją drogę, a nie inni za nas. Niech ta droga będzie nasza. Jesteśmy sternikami.

Fot. Piotr Kucza

undefined