Anna Szafraniec ścigała się z mężczyznami

Kolarstwo MTB uprawia Anna Szafraniec od 1995 roku. Była uczestniczką Igrzysk Olimpijskich w Atenach (2004), mistrzynią świata juniorek, zdobywała medale MŚ seniorek, zajmowała czołowe lokaty w rankingach UCI, wiele razy stawała na najwyższym podium podczas mistrzostw Polski i innych prestiżowych wyścigów. W sobotę wystartowała na Błoniach Krakowskich.

- Skandia Maraton Lang Team to impreza głownie dla amatorów. Pani na zawodach w Krakowie to na pewno miła niespodzianka dla miłośników kolarstwa, co Panią tu przywiodło?
- Amatorzy mają swoją klasyfikację. My, zawodowcy - też swoją. A poza tym odbyła się również pierwsza eliminacja Pucharu Polski.

- Gdzie kolejny start?
- Za tydzień w Pucharze Świata - w czeskim Nowym Mieście. Dalsze moje plany są uzależnione od tego, czy zakwalifikuję się na mistrzostwa Europy, czy też nie.

- Dotychczasowe Pani osiągnięcia już się nie liczą?
- Takie wprowadzono zasady, że muszę brać udział w eliminacjach.

- Czy trasa krakowskich zawodów była wymagająca?
- Rywalizowałam z mężczyznami. Przyjechałam zrobić bardzo dobry trening i myślę, że mi się to udało. Przy okazji, jeszcze wygrałam. Miałam niedaleko, bo pochodzę z okolic Krakowa.

- Z Głogoczowa, jest przecież Pani wychowanką klubu Iskra.
- Tak jest. Potem w Krakowie była jeszcze grupa RMF Coca-Cola.

- 88 kilometrów w 3 godziny 18 minut i 40 sekund, 28. miejsce w klasyfikacji open, za plecami jeszcze kilkunastu kolegów - ma Pani chyba powody do zadowolenia?
- Tak. Gdyby było więcej górek, moje miejsce byłoby jeszcze lepsze, bo na płaskim średnio sobie radzę. Trasa nie była za trudna dla nas, ale wcale niełatwa dla 1600 amatorów.

- Kiedyś budowała Pani podstawy kolarstwa MTB w Krakowie i w Małopolsce. Jak Pani wspomina tamte czasy?
- Bardzo żałuję, że nie ma już wyścigów, na których ja rozpoczynałam wyczynową karierę - w Lasku Wolskim, czy w Bodzowie.

Rozmawiał: Jerzy Sasorski/ZIS


Fot. MCH/ZIS